piątek, 31 października 2014

#3 - Nine (Teatr Capitol)

reżyseria: PIA PARTUM

tłumaczenie: AGNIESZKA I KONRAD IMIELOWIE
kierownictwo muzyczne: ADAM SKRZYPEK
dyrygent: BEATA WOŁCZYK
scenografia: MAGDALENA MACIEJEWSKA
kostiumy: WOJCIECH DZIEDZIC
choreografia: SAAR MAGAL
reżyseria świateł: JACQUELINE SOBISZEWSKI
wizualizacje: TOMASZ DOBISZEWSKI
realizacja dźwięku: KRZYSZTOF BOROWICZ

asystent reżysera: MATEUSZ WĘGRZYN
asystent choreografa: MAJA LEWICKA
asystent reżysera świateł: ALIAKSANDR PROWALIŃSKI



obsada: BŁAŻEJ WÓJCIK,  JUSTYNA SZAFRAN, ELŻBIETA ROMANOWSKA, MAGDALENA WOJNAROWSKA, KRYSTYNA KROTOSKA, BOGNA WOŹNIAK-JOOSTBERENS, JUSTYNA ANTONIAK, ELŻBIETA KŁOSIŃSKA, EMOSE UHUNMWANGHO


pełny opis (http://www.teatr-capitol.pl/pl/repertuar/repertuarcapitol/43-spektakle/1270-nine)
 

            W środę udało mi się w końcu obejrzeć Nine we wrocławskim Teatrze Capitol. Nie wiem czy ktoś z Was próbował dostać bilety na ten spektakl, ale musicie wiedzieć, że łatwo nie było. Zawsze jak zaglądałam na rezerwacje to zostawały pojedyncze miejsca na końcu sali albo termin nie pasował. Więc kiedy w końcu zarezerwowałam bilety w pierwszym rzędzie balkonu (tak to przynajmniej wyglądało na rzucie rozłożenia widowni) byłam zachwycona. Nie byłam wcześniej w odremontowanym Capitolu, więc nie wiedziałam, że dokładnie przed nami będzie miejsce pracy realizatorów dźwięku. Trochę przeszkadzało światło bijące z ich konsolet, no i trzeba było się wyciągać, żeby widzieć scenę. Następnym razem będę polowała na inne miejsca.
Sam Capitol robi wrażenie. Po prostu czuć od wejścia, że pieniądze nie poszły na marne. Mam nadzieję, że będę częściej to miejsce odwiedzała i w końcu uda mi się dorwać bilety na "Mistrza i Małgorzatę".

            Wracając do tematu. Fabuła musicalu Nine oparta jest na filmie Felliniego o tytule: 8 i 1/2. Wystawiany wielokrotnie na Broadwayu zdobył sławę, a także dużo prestiżowych nagród. Naturalnie, sukces na scenie zachciano przenieść także na ekran. Film niestety okazał się klapą, pomimo cenionego reżysera oraz brawurowej obsady (Daniel Day-Lewis, Marion Cotillard, Penelope Cruz, Judi Dench i inni). Fabuła skupia się na postaci reżysera - Guida Contini, który boryka się z niemałym problemem. Dawniej jego filmy były oblegane, niestety trzy ostatnie projekty okazały się klapą. Teraz ma kontrakt i wszyscy czekają na nowe dzieło. Na domiar złego problem z kobietami w jego życiu wydaje się wyolbrzymiać. Żona, gwiazda filmowa, kochanka, matka, producentka - wszystkie przebiegają przez jego myśli podczas trwania spektaklu.

Jak z tematem poradziła sobie pani reżyser, Pia Partum?


            Spektakl zaczyna się od tzw. "lizania szafy". O tym określeniu dowiedziałam się na warsztatach aktorskich. Występuje ono kiedy wiele rzeczy dzieje się jednocześnie na scenie. Uczono mnie, że to niedobrze, bo widz wtedy nie może się skupić. W dzisiejszym teatrze jednak nagminnie się go używa i okazuje się ono dobrym pomysłem. Pierwsza scena przedstawia nam postaci spektaklu, które w swoim tempie przesuwają się po scenie. Widz ma czas na kontemplowanie genialnych kostiumów (brawo Wojciech Dziedzic!) oraz scenografii (Magdalena Maciejewska).
Przyznam, że kilka pierwszych scen trochę mnie przestraszyło. Bałam się, że spektakl nie wciągnie mnie i zostawi niezaspokojoną. Jednak po kilkunastu minutach rozwiano moje wątpliwości. Reżyserka trzyma się znanej nam fabuły, wprowadzając do tego swoje trzy grosze. A grosze te, to niemała gratka. Idealnie łata dziury, które na fabule zostawił film Nine.  Oprócz typowo musicalowych scen możemy tu zobaczyć również dramat kryzysu twórczego głównego bohatera. Na dodatek jego myśli błądzą od kobiety do kobiety. Wydaje się, że wszyscy (łącznie z nim samym) chcą od niego czegoś więcej. A Guido tak skupiony jest na tym, żeby COŚ zrobić, że w wyniku tego nie potrafi zrobić nic.
Lubię kiedy w takich przedstawieniach znajdujemy również coś zabawnego. Dlatego bardzo na plus wymyślanie tematów kolejnych filmów ("western?", "dokument?"). Podczas tej sceny naprawdę sala się dobrze bawiła. Sam "Casanova" z operowym dodatkiem również świetny.


            Aktorsko było na wysokim poziomie. Na mnie granie i śpiewanie równocześnie na scenie zawsze wywołuje mocne wrażenie. Przede wszystkim docenię głównego bohatera, granego przez Błażeja Wójcika. Dziwnie się złożyło, ale stwierdzić to trzeba - w roli Guida spisuje się lepiej niż Day-Lewis. Ciekawy dobór kochanki - pani Romanowska bardziej bawi swoim kokietowaniem niż podnieca, ale zabieg ten uczynił spektakl bardziej kolorowym. Przyznam, że nie poznałam Justyny Szafran w roli żony reżysera. To chyba plus. Niestety w swojej pierwszej piosence nie pokazała tego, na co ją stać. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie była chora podczas tego spektaklu, bo w pewnych momentach słychać było jakby coś zalegało jej w gardle. Magdalena Wojnarowska zaśpiewała cudownie. Nikt jednak nie pobije Emose Uhunmwangho w roli zmysłowej Saraghiny, której piosenka po prostu elektryzowała. Rola producentki bardziej podobała mi się w filmie, trudno jest przebić Judi Dench. I cały spektakl liczyłam, że tajemnicza postać grana przez Justynę Antoniak jednak zaśpiewa.
            Muzycznie jest cudownie i słabo. Dlaczego? Same melodie do mnie przemawiają, grane na żywo przez orkiestrę dają mocnego kopa. Niestety polskie tłumaczenia tekstów piosenek czasami raziły kiczem. Wybaczam to jednak, bo przecież to wcale niełatwe zadanie.
            Podsumowując, warto wybrać się do Capitolu na spektakl Nine. Wiadomo, że znajdą się szczegóły, na które można ponarzekać, ale ogólnie na mnie wywarł bardzo pozytywne wrażenie. Jest kolorowo, ale też refleksyjnie. Polecam.



            p.s. Oczywiście spektaklu Ja, Piotr Riviere..., z tego samego teatru chyba nic już nie pobije w moim mniemaniu!   



zdjęcia pochodzą ze strony teatru (http://www.teatr-capitol.pl/pl/repertuar/repertuarcapitol/43-spektakle/1270-nine)       

środa, 29 października 2014

#2 - Artysta i modelka


Tytuł oryginalny: El Artista y la modelo
Reżyseria: Fernando Trueba
Scenariusz: Jean-Claude Carriere, Fernando Trueba
W głównych rolach: Jean Rochefort, Aida Folch, Claudia Cardinale
Produkcja: Francja, Hiszpania


"To kobiece ciało. Ale tym razem to nie to samo. Chcę, żeby ta kobieta była jak skała. Jak roślina wyrosła z ziemi. Jak drzewo. Jak morze. Chcę, żeby była częścią natury. Szukałem tego przez całe życie. "


     Modne jest ostatnio robienie filmów czarno-białych. Po fali nagród francuskiego "Artysty", coraz więcej twórców decyduje się nakręcić film w podobnej konwencji. Nie widziałam wielu z nich ("Ida", "Papusza" jeszcze przede mną), ale jak dotąd nie miałam obiekcji. Jeżeli ma to wpłynąć na odbiór filmu, to proszę bardzo. W "Artyście i modelce" niestety efekt ten jest zbędny. Wolałabym trochę przypalone kolory, niż te smutne czarno-białe obrazy.
     Poznajemy historię francuskiego rzeźbiarza (Jean Rochefort), który mieszka wraz z żoną (Claudia Cardinale) oraz gospodynią w małej miejscowości. Nieważna jest dla niego tocząca się wojna, on pozostaje zamknięty w swoim świecie szukając inspiracji. Okazuje się, że ta przybywa pewnego dnia do jego stołu, zaproszona przez panią domu. Dziewczyna (Aida Folch) zgadza się na pozowanie nago artyście, za dach nad głową i trochę pieniędzy.

     Film ma specyficzne tempo. Wszystko powoli się toczy, widzimy wiele ujęć prób odzwierciedlenia modelki na papierze, a następnie w rzeźbie. Reżyser pokazuje nam jak trudno artyście zadowolić swoje ambicje. Mimo że każde z dzieł jest "ładne", to żadne nie jest tym dziełem, którym rzeźbiarz Cros chciał podzielić się z światem. W dodatku biorąc pod uwagę wiek artysty, trudno mu nie dopingować w jego dziele. Coraz ciężej odbieramy każdy kolejny dzień zmagań. Rozumiem, że było to założeniem twórców filmu, niestety w efekcie zaczyna nas nudzić brak postępów w pracy.
     Wątki poboczne są bardzo lekko zarysowane. Na chwilę pojawia się grupka ciekawskich dzieci, partyzant, któremu Merce chce pomóc, Niemiec zainteresowany poczynaniami Crosa. Niestety wszystkie są szybkimi wtrąceniami, z których mało co wynika.
    Aktorsko nie mam czego zarzucić. Każdy chciał być postacią ze scenariusza i to się udało. Rochefort ze skupieniem skupia się na każdym artystycznym zadaniu, jest obserwatorem świata wokół. Aida olśniewa urodą, bez upiększaczy jest po prostu naturalną pięknością, idealną do roli modelki. Claudia Cardinale wnosi trochę energii do całego obrazka, ale nawet ona nie pomogła przezwyciężyć wielu momentów nudy.

     Zdjęcia w porządku, niektóre ujęcia bardzo ładne, ale po takiej tematyce spodziewałam się czegoś co zmiotłoby mnie z krzesła. Brak muzyki też mnie w tym przypadku zabolał.
     Dla usprawiedliwienia: kilka scen naprawdę świetnych. Uwielbiam rozmowę na temat dzieła Rembranta, wzrok Crosa patrzącego na końcową wersję rzeźby.
Wydaje mi się, że artyści znajdą tutaj coś dla siebie. Oceniając z mojej perspektywy film jest średni, czyli 5/10.


Widzieliście go? Co o nim myślicie?


niedziela, 26 października 2014

#1 - Witajcie.

Stwierdziłam, że miło będzie na początku się przywitać.

Więc witam.

Zapraszam do śledzenia wpisów z recenzjami i dzielenia się opiniami.

Jeżeli chodzi o konkretne treści - najczęściej będą tu recenzje obejrzanych przez mnie filmów. Krytykiem nie jestem, a nawet daleko mi do humanisty (studiuję na politechnice). Możecie się więc spodziewać prostych, konkretnych recenzji. Z książek najczęściej czytam fantastykę, ale staram się urozmaicać swoje literackie horyzonty. Inne strony kultury też mogą się tu pojawić.

Mam nadzieję, że blog pomoże mi się rozwinąć. Dzięki czytelnikom/innym blogerom poznać inne aspekty kultury, które mnie zainteresują.

Filmwebem się chyba nie podzielę, bo jak patrzę na moje oceny filmów sprzed dwóch lat to się tarzam ze śmiechu. 


Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka