wtorek, 23 lutego 2016

Porządna porcja fantastyki, czyli 'Miecze cesarza' Brian Staveley

Ferie minęły, było pięknie, ale powoli trzeba wracać na studia i zabierać się za pisanie pracy magisterskiej. Macie może pomysły jak się zmobilizować? Póki co nie chcę nawet otwierać Worda.
Ale za to wyszykuję w tym tygodniu notkę podsumowującą tegoroczne filmy nominowane do Oscarów, które udało mi się obejrzeć. Jednak na początek książka, która umiliła mi ostatnie dni ferii!
*Miecze cesarza*
Brian Staveley

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The Emperor's Blades
*Tłumacz:* Jerzy Moderski
*Kategoria:* literatura piękna
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2014
*Liczba stron:* 629
*Wydawnictwo:* REBIS
"Żyj teraz, powiedział sobie w duchu, przywołując jeden z podstawowych aforyzmów Shinów. Przyszłość jest snem. A jednak część jego myśli - jakiś głos, który nie zamierzał się uspokoić - przypominał mu, że nie wszystkie sny są przyjemne, a czasem, choćbyśmy nie wiadomo jak się przewracali i rzucali na posłaniu, nie udaje się z nich przebudzić."

*Krótko o fabule:*
Cesarz Annuru zostaje zamordowany, osierocając trójkę dorosłych już potomków. Adare jest dziewczyną, która od dziecka spędzała życie u boku ojca, ucząc się polityki i zawiłości władzy. Mimo tego, że odziedziczyła płonące oczy po władcy wie, że nie ma szans na zajęcie miejsca na Nieciosanym Tronie, ze względu na swoją płeć. Po śmierci cesarza musi doprowadzić do pojmania i ukarania zdrajcy w stolicy. Valyn, jej brat, trenuje w Kettralu, czyli elitarnej jednostce, szkolącej najlepszych żołnierzy w cesarstwie. Przygotowuje się do niebezpiecznej Próby Hulla, a zarazem stara się dociec, kto czyha na jego życie. Kaden to dziedzic tronu, chłopak o płonącym spojrzeniu. Ostatnie osiem lat spędził w górskim klasztorze, gdzie poznawał sztukę vaniate, czyli oddawania się pustce.

*Moja ocena:*
Jakie to było dobre! Wiecie zapewne, że fantastykę kocham pod większością postaci, ale najbardziej właśnie tę dojrzałą, pełną zagadek, wielowymiarowych postaci i ukrywającego się gdzieś zła. A autor taką mi właśnie zaserwował.
Brian Staveley ukończył kurs kreatywnego pisania na Uniwersytecie Bostońskim, przez jakiś czas uczył literatury, religii, historii oraz filozofii. Za swoją debiutancką powieść, Miecze cesarza, otrzymał wiele nagród w tym za debiut roku David Gemmell Legend Award 2014.
Do tego typu książek zazwyczaj mam kilka uwag - trudno uniknąć schematyczności, a przy takiej ilości stron łatwo czytelnika znudzić. Jednak Brian Staveley stanął na wysokości zadania i postarał się o coś oryginalnego, a zarazem piekielnie wciągającego
Świat przedstawiony jest bardzo złożony, ale autor nie zanudza nas długimi opisami praw rządzących Cesarstwem Annuryjskim. Co jakiś czas wspomina o przeszłości rodziny królewskiej, o różnych ugrupowaniach oddających cześć któremuś z bogów, o zagrożeniach czyhających na granicach. Bardzo plastycznie przedstawia klimat panujący w danej części kraju. Zręcznie prowadzi nas przez wyspy, na których szkoleni są wojownicy, dosiadający ogromnych ptaków, a później pokazuje szczyty Gór Kościanych, gdzie mnisi przekazują wiedzę swoim uczniom. Jednak to nie są suche fakty, wszystkiego dowiadujemy się sukcesywnie, od bohaterów. A uwierzcie, że jest czego się dowiadywać, bo historia rodu istot nieśmiertelnych, które przed tysiącami lat zostały zgładzone (a raczej ludzie myślą, że zostały zgładzone) to naprawdę świetna oś fabularna. Lubię kiedy oprócz poznawania świata przedstawionego i bohaterów, czytelnik może się domyśleć jaki będzie główny cel walk w trylogii. 
źródło
 Przechodząc do bohaterów mamy jeszcze więcej plusów. Autor poświęcił najwięcej uwagi męskim przedstawicielom Cesarstwa, czyli Valynowi i Kadenowi. O Adare, mieszkającej w stolicy, dowiadujemy się mniej, ale wyczytałam, że zmienia się to w kolejnych częściach. Ja jednak nie narzekałam, bo losy synów zmarłego cesarza były naprawdę wciągające. Możemy zauważyć jak bardzo wpływa na nich otoczenie, w którym się wychowują od ośmiu lat. W dzieciństwie spędzali razem czas, byli sobie bliscy, podziwiali wielkich wojowników i z zapartym tchem słuchali niesamowitych historii z przeszłości Cesarstwa. Jednak gdy ich poznajemy są już bardzo różni. Valyn staje się wojownikiem Kettralu, najlepszej jednostki wojennej w kraju. Przechodzi przez wiele trudnych i wyczerpujących ćwiczeń, które opisane są po mistrzowsku, nie ma ani chwili na nudę. Mamy szansę razem z nim poznać innych członków grupy kadetów, a ponadto zastanowić się nad zabójcami, czyhającymi na jego życie. Zagadki plecione są sprytnie i kiedy wszystko się zawiązuje, czytelnik potakuje z szacunkiem autorowi, podziwiając jego wyobraźnię. Niemniej ciekawie jest w wątku Kadena, który właśnie dostaje nowego mistrza w klasztorze. Jest nim człowiek o wiele bardziej wymagający niż poprzednicy, więc chłopak będzie musiał spędzić całe godziny w lodowatej wodzie, a nawet jakiś czas będąc niemal całkowicie zakopany w ziemi. A wszystko po to, żeby odnaleźć tak ważną pustkę. Dlaczego jest to tak istotne, dowiecie się w kilku ostatnich rozdziałach. 
Styl autora jest bardzo przystępny. Zazwyczaj widząc taką cegłę, z gatunku fantastyki można obawiać się zawiłości języka, wymyślnych nazw i słabo przyswajalnych opisów. W tym przypadku nic takiego nie ma - książka wbrew pozorom jest bardzo lekka, a czyta się błyskawicznie, a to wszystko za sprawą wartkiej, wciągającej akcji. 
Jednak to wciąż dojrzała fantastyka, więc trzeba być przygotowanym na brutalność, wulgaryzmy, opłacane stosunki seksualne i niespodziewane śmierci. Dla mnie to już norma w tego typu powieściach, więc zgorszona nie byłam, szczególnie, że autor wprowadzał je zręcznie i zawsze podparte były rozwojem danej postaci. 
Przyznam, że trochę brakowało mi skupienia się na kobiecych postaciach. Na drugim planie pojawia się kilka naprawdę silnych osobowości, które mają więcej testosteronu niż niektórzy mężczyźni, jednak Brian Staveley nie poświęcił im zbyt wiele czasu. Z niecierpliwością czekam kiedy sięgnę po kolejną część i przeczytam o obiecanych kobiecych postaciach. Liczę też na jakiś większy wątek miłosny, bo w pierwszym tomie było na ten temat bardzo niewiele (co oczywiście nie przeszkadza, ale zawsze miło jakiejś parze kibicować).
Podsumowując, Miecze cesarza to wspaniałe wprowadzenie do kolejnych tomów, wzbudza zainteresowanie czytelnika, który zakochuje się w świecie przedstawionym i chce jak najszybciej poznać dalsze losy bohaterów. Jeżeli jesteś fanem fantastyki ta książka jest dla Ciebie!

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu REBIS.

Wyzwania:
http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/2015/12/31-wyzwanie-czytelnicze-2016-konkurs.html








Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka